piątek, 14 marca 2014

Rozdział 6


Adrien jest wysoki, nawet bardzo wysoki. Blond włosy są lekko przydługie, a jasnoniebieskie oczy rozglądają się bystro wokoło. Biała koszulka opina jego muskularne ciało.
Nie zdaję sobie sprawy, że mu się bacznie przyglądam, do momentu, aż Cathy przerywa niezręczną ciszę.
- W telewizji wydawałeś się mniejszy. – Mówi cicho, ledwo na niego zerkając i z powrotem kieruje wzrok na szybę. Parskam śmiechem, tak jak reszta.
- No cóż, bywa. – Śmieje się i siada na miękkim krześle przy stole. Wstaję i razem z Cathy dołączamy do reszty. – Może najpierw coś zjemy, a później porozmawiamy? – Proponuje Adrien, kierując swoje pytanie do Rity, ale patrząc na mnie. Uśmiecha się promiennie. Staram się nie oblać rumieńcem, jednak nie wiem, czy mi to wychodzi.
Rita wzdycha ciężko. Patrzy znacząco na naszego mentora, ale nie protestuje. Zabieramy się więc do jedzenia. Sięgam po pierwszą z brzegu sałatkę owocową i nakładam obie trochę na talerz. Oczywiście Cathy, Rita i Solange też nakładają sobie niewiele jedzenia. Natomiast męska część towarzystwa bierze wszystkiego po trochu i ich talerze robią się pełne już po niespełna minucie.
- Jak wy to wszystko zjecie? – Pyta zaskoczona Rita.
Zerkam na jej talerz. Jedyne, co się na nim znajduje to kromka chleba wysmarowana miodem. Ledwo powstrzymuję prychnięcie. W Dziewiątce na co dzień ma to, co sobie zażyczy, począwszy od stołu pełnego jedzenia, a skończywszy na szafie pełnej najróżniejszych sukienek. My natomiast nie mamy nic. Musimy walczyć o przetrwanie.
Nie wspominając już o tym, że niedługo wrzucą nas na arenę jak bydle, żeby zapewnić sobie rozrywkę i popatrzeć, jak nawzajem się mordujemy.
Spuszczam wzrok na swój talerz. Biorę widelec i zjadam to, co sobie nałożyłam. Sięgam jeszcze po kilka ciastek dla siebie i Cathy, po czym popijam wszystko sokiem malinowym. Przepysznym sokiem malinowym.
A może mi się tylko wydaje, że jest taki dobry, bo nigdy nie piłam nic poza zwykłą, trochę brudna wodą?
Mężczyźni pałaszują jedzenie, a Rita przygląda się temu z lekkim zażenowaniem. Nie licząc brzdękania widelców i talerzy, w wagonie jest kompletna cisza.
W końcu przerywa ją Adrien.
- Więc – mówi i odchrząka, bo jego głos jest lekko zachrypnięty. – powiedzcie mi, co potraficie robić? – Unosi brwi i patrzy na nas wyczekująco.
- Zazwyczaj celnie rzucam nożami. – Odzywa się Solange. Wszyscy przenosimy na nią wzrok.
Mentor powoli kiwa głową, jakby chciał przetrawić to, co właśnie usłyszał.
- Cóż. Jako, że trybutów w tym roku jest trzy razy więcej niż zazwyczaj, w ośrodku szkoleniowym będziecie cały tydzień. Według mnie, to wciąż za mało, ale lepsze to, niż tylko cztery dni dla siedemdziesięciu dwóch osób. – Słyszę w jego głosie lekkie zażenowanie. Widzę, że nie jest zadowolony tym faktem i woli na rzeź wysyłać jedynie dwóch nastolatków, a nie całą szóstkę. – Będziesz miała trochę czasu na doskonalenie swojego talentu. – Patrzy na Solange.
Dziewczyna jedynie energicznie kiwa głową.
- A ty? – Zaskakuje mnie tym pytaniem, ponieważ patrzy prosto na mnie. – Co ty potrafisz?
Nie odzywam się - nawet nie wiem co powiedzieć. Prawda jest taka, że nie potrafię nic. Jeśli chodzi o rzucanie nożami, prędzej trafię w siebie samą niż w przeciwnika. Na strzelaniu z łuku się nie znam ani trochę. Włócznią rzuciłabym co najwyżej metr dalej od miejsca, gdzie sama bym stała.
- Nic nie potrafię. – Mówię, wpatrując się we wzory na ścianie ponad ramieniem Rity, która siedziała naprzeciwko mnie.
- Pleciesz bzdury. - Ozywa się ktoś.
Przenoszę wzrok na Philipa. Uśmiecha się kpiąco.
- Co proszę? – Marszczę brwi pod jego adresem. Zaśmiał się.
- Widziałem jak biegasz. Jesteś szybka. Bardzo szybka. – Mówi, kładąc nacisk na dwa ostatnie słowa. -  Kiedyś rozmawiałem z Williamem. – Czuję ucisk w żołądku, kiedy słyszę imię swojego przyjaciela. – Opowiadał mi o tym, że jesteś też zwinna. Potrafisz w dwadzieścia pięć sekund wspiąć się na czubek pięciometrowego drzewa. No, bić też nieźle potrafisz.
- A skąd ty to możesz wiedzieć? – Pytam lekko zirytowana.
- Widziałem Cię kilka miesięcy temu. Drew Partain, syn burmistrza, zabrał Cathy jej naszyjnik, który dostała od jakiejś Pani na Ćwieku. Nieźle mu wtedy przywaliłaś. – Uśmiechnął się lekko.
Muszę przyznać, że to była prawda. Ale wtedy on wkurzył mnie niesamowicie i nie potrafiłam się zahamować. Emocje wzięły górę i przyłożyłam mu tak mocno, że się wywrócił. Niestety wiem, że to był nagły przypływ gniewu. Nie potrafię kogoś tak mocno walnąć od tak.
- Ach, to świetnie. – Adrien uśmiecha się, a ja dostrzegam błysk w jego oku. – jesteś silna, więc będziesz w stanie powalić swojego napastnika. Jesteś szybka, więc uciekniesz przed wrogiem. Jesteś zwinna, więc szybko się ukryjesz. – Wymienia moje zdolności takim tonem, jakbym potrafiła co najmniej latać.
Nie odzywam się, więc mentor przenosi swój wzrok na Cathy.
- Catherine? – Unosi lekko brwi, lecz już się nie uśmiecha. Trochę mnie zadowolił fakt, że nie traktuje Cathy jak dwunastolatki, lecz jak dojrzałą kobietę, która potrafi o sobie decydować.
Czasami zapominam, że tak naprawdę na imię ma Catherine, a Cathy to tylko zdrobnienie.
Dziewczynka marszczy lekko brwi i zastanawia się chwilę.
- Wiem, co jest jadalne, a co nie.
Adrien znów kiwa głową.
- Mam rozumieć, że obie macie sojusz, tak? - Patrzy mi w oczy, a ja znów widzę w nich ten dziwny błysk.
- Tak. - Przytakuję, wytrzymując jego spojrzenie.
- W takim więc razie musicie znaleźć kogoś, kto zna się na broni i będzie was chronił. - Kończy swoją wypowiedź i zwraca się do kolejnego trybuta, jakim jest Philip.
Dowiaduję się, że chłopak potrafi walczyć mieczem. Shane dobrze posługuje się włócznią, a Gregory łukiem. Zauważam, że Solange, Shane i Gregory rozmawiają ze sobą swobodnie. Domyślam się, że zdążyli już zawrzeć sojusz.

***

- Wyjrzyjcie przez okno! Zaraz będziemy w Kapitolu! - Piszczy Rita, dziecinnie klaszcząc w ręce. Podnoszę się z kanapy i podchodzę do okna. Wyglądam przez szybę i nie wierzę własnym oczom.
W życiu nie widziałam takich budynków i wieżowców. W naszym niewielkim dystrykcie największym budynkiem jest dom burmistrza. Ale nawet on wymięka przy tym, co właśnie widzę. Miasto tętni życiem, a ja zachwycona obejmuję wzrokiem cudowny krajobraz.
- Och. - Słyszę ciche westchnienie Cathy, która równie zafascynowana przygląda się zjawisku za oknem.
- Niezły, co? - Pyta Adrien, stając tuż za mną. Czuję ciepło jego ciała na plecach, ale nie ruszam się. Po lewej stronie słyszę żywą rozmowę pozostałych trybutów.
- Piękny. - Przyznaję i z zaskoczeniem słyszę rozgoryczenie w swoim głosie.
Mentor staje obok i spogląda na mnie z zaciekawieniem.
- Wiem, jak to jest. - Szepcze cicho, jakby nie chciał, żeby ktoś nas podsłuchał. - Nasze domy się rozpadają, wiele ludzi nie ma gdzie się podziać. A tutaj? - Unosi dłoń, wskazując na miasto za szybą. - Robią mini domy dla psów. - Mówi, a ja nie zauważam na jego twarzy choćby cienia jakichkolwiek emocji.

3 komentarze:

  1. Muszę stwierdzić, że mam słabość do zielonego ;p A w tej kombinacji z czerwonym nawet fajnie się prezentuje. Nagłówek ciekawy. Podobają mi się roślinne motywy - te czerwone kwiaty, te bluszcze - fajnie to wygląda :)
    Nareszcie doczekałam się jakiegoś dłuższego rozdziału. Bardzo przyjemnie mi się czytało. Nie wiem co, ale coś spowodowało, że polubiłam Twój styl pisania, choć na ogół nie lubię opowiadań pisanych w czasie teraźniejszym - na ogół mnie wkurzają konstrukcje zdaniowe. Ale u Ciebie jest inaczej, nie mam pojęcia na czym ta różnica miałaby polegać, ale mi się to podoba ;p Wreszcie coś więcej opisałaś - może wcześniej, przed tą przerwą opisywałaś też, ale tamtego okresu szczerze nie pamiętam, ogarniam tylko wątki, Twojego stylu niestety nie pamiętam. Ale tutaj rozwinęłaś w końcu swoją wypowiedź - nie jakoś długo - co według mnie również nie jest minusem, bo ten rozdział był dla mnie znośnej długości :) Cudownie opisałaś no na przykład dajmy Adriena ;p Tak od razu opisik i mnie to ucieszyło! Następna sprawa to jej przemyślenia. Czasami trochę bardzo przypomina mi Igrzyska Śmierci, ale może to właśnie taki masz styl? W każdym razie nie uważam tego jako jakiegoś błędu, po prostu stwierdzam fakt.
    Ucieszyłam się, kiedy przeczytałam, że dziewczyna nie potrafi strzelać z łuku, czy władać inną bronią :) Jakoś za bardzo by mi to przypominało Igrzyska. Dobrze że robisz coś swojego :) Jeśli wiesz, co mam na myśli.
    Na koniec muszę wspomnieć o tym, że Aurelia pobiła syna burmistrza! *,* Świetnie, że stanęła po stronie Cathy, że nie bała się, że go pobiła i w ogóle wszystko! :)
    Żywię nadzieję, że zrozumiałaś mój, może pokręcony - często moje komentarze takie są, lecz nie wiem, czy ten też - komentarz. W każdym razie rozdział cudowny! I już nie mogę się doczekać kolejnego!
    Pozdrawiam serdecznie!
    Zuza ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, ubolewam. Zareklamowałaś w spamowniku u mnie i pomyślałam: "Hej, czemu by nie?". Weszłam sobie w link i zaczęłam czytać. Czytałam, czytałam i przeczytałam wszystko i teraz czekam na kolejny rozdział. Bardzo mi się podoba (choć na początku myślałam, że będzie to coś podobnego do historii Katniss), widzę, że jest to kompletnie inna historia, co prawda według opisu pani Collins Pierwsze Ćwierćwiecze Poskromienia wyglądało trochę inaczej, to myślę, że to jest równie ciekawe. :) Nie mogę się już doczekać tej krwi na arenie! Nie żebym była jakąś sadystką - co to to nie - ale na pewno będzie ciekawie! I czy mi się zdaje, czy Adrien i Aurelia będą tą "miłością", która ma przeszkodzić dziewczynie w wygranej? Cóż, nawet jeśli nie, to myślę, że coś między nimi jest. Albo tu chodzi o Philippa... Tyle pytań i tak mało odpowiedzi! Och, to frustrujące.
    Występują jakieś powtórzenia, ale błędów raczej nie zauważam. Całość raczej jest OK. No i dłuższy rozdział w końcu! Oby więcej takich. :)
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Nika

    ps. Szkoda, że nie masz zakładki "obserwatorzy" :(

    OdpowiedzUsuń
  3. piekny rozdzial czekam na wiecej i zapraszam na nowy post :)

    OdpowiedzUsuń