piątek, 4 października 2013

Rozdział 1

Stoję w kolejce do nakłuwania palca, rozglądając się na boki. Nigdzie nie widzę William'a,  który dawno powinien stać na zapełniającym się powoli placu przed Pałacem Sprawiedliwości. Wysuwam powoli rękę, ponieważ jest moja kolej i pozwalam, aby mała igiełka wbiła się w moją skórę. Piecze  lekko, kiedy opuszek mojego palca przyciskają to szorstkiej kartki, ale ja już jestem do tego przyzwyczajona. Są to już moje czwarte dożynki i zdążyłam się przyzwyczaić do tego delikatnego bólu. 
Wychodzę z kolejki, nie chcąc tarasować drogi innym i ruszam w stronę, gdzie zbierają się szesnastoletnie dziewczyny. Wśród nich rozpoznaję Chelsea - moją najlepszą przyjaciółkę. Kolegujemy się od dziecka - a dokładniej od kiedy moja rodzina umierała z głodu, a ona nam pomogła. Zakrywam jej oczy od tyłu i uśmiecham się lekko, by dodać jej otuchy w tym okropnym dniu. Jej niemalże czerwone, proste włosy falują lekko na wietrze, tworząc na jej plecach krwisty welon. Odwzajemnia mój uśmiech, jednak bez takiej wesołości.
Doskonale wiem dlaczego.
W zeszłym roku został wylosowany jej chłopak i ku jego wielkiemu nieszczęściu nikt się nie zgłosił. Niby z początku dobrze mu szło na arenie, jednak zawodowcy byli sprytniejsi. I silniejsi. Nie miał z nimi szans. Bo jak wychudzony chłopak z takiego biednego dystryktu, jak nasza dziewiątka, miałby przetrwać?
- Cześć. - Szepczę cicho, co wcale nie jest potrzebne. Wokoło panuje taki gwar, że cudem ktokolwiek mógłby nas usłyszeć.
- Cześć, Aurelia. - Odpowiada równie cicho i przytula mnie na powitanie. Jej twarz zanurza się w moich wiecznie lekko pofalowanych, złotych lokach.
- Jak tam Cathy i Jeff? - Pytam. Jej dwójka młodszego rodzeństwa, które właśnie ma swoje pierwsze dożynki stoją kilka metrów dalej i ściskają się mocno za drobne rączki.
Odkąd w ich rodzinie zabrakło ojca, matka Chelsea nie wyrabiała się z pilnowaniem trójki dzieci i dziewczyna bardzo jej pomagała. Szyła ubrania, które następnie sprzedawała na Ćwieku, czasami chodziła ze mną i William'em na polowania. Jest skarbem jej matki, która by sobie bez niej nie poradziła.
- Dobrze. Cathy miała dzisiaj w nocy koszmary, a Jeff gorączkę, ale to raczej normalne... Mam wielką nadzieję, że ich nie wylosują. - To mówiąc, ściska mocniej moją dłoń.
Uśmiecham się pocieszająco.
- Nie ma takiej opcji. - Mówię poważnie i patrzę jej w oczy. - Jeff ma dopiero jeden wpis, Cathy trzy. To graniczyłoby z cudem!
Coś na twarzy Chelsea się zmienia i nie jest już taka nachmurzona. Przez chwilę nawet wydaje mi się, że na jej ślicznej twarzy pojawia się uśmiech, jednak szybko to złudzenie mija, bowiem poważnieje.
- A ty? Ile masz wpisów? - Szepcze ledwo dosłyszalnie.
Pierwsza myśl? "Skłam." Ale ja tak nie mogę, nie potrafię. Jej pełne troski spojrzenie, którym mnie obdarowuje nie pozwala mi kłamać.
Wzdycham ciężko.
- Czterdzieści osiem. -Wydukuję.
- Co?! Ale... kiedy?!
Gestem ręki ją uspokajam. Chcę już wytłumaczyć, że w ostatnim czasie polowanie kiepsko mi szło i musiałam chodzić po astragale, co skutkowało dodatkowym wpisem, ale przerywa mi rytmiczne stukanie szpilek, uderzających o marmurową podłogę. Na podeście, tuż przed Pałacem Sprawiedliwości pojawia się Rita Wondeese, organizatorka dożynek w Dziewiątym Dystrykcie. W tym roku jej długie włosy, upięte w tradycyjny kok wielką, jaskrawo-żółtą kokardką, z dwoma rozpuszczonymi frędzlami po bokach są barwy wściekłej czerwieni. Szminka koloru kokardy i bordowy makijaż gryzą się ze sobą, pozostawiając na jej twarzy dziwny efekt. Ciasna, czarna bluzka wsunięta w krwistą spódnicę nadaje jej zarazem zabawny, jak i mroczny wygląd.
- Witajcie na corocznych dożynkach! - Świergocze, a jej piskliwy głosik drażni mój słuch.
Rozglądam się po placu, ponieważ czuję dziwny dreszcz na plecach, jakby ktoś mnie obserwował. Teraz go dostrzegam.
Stoi na wpół odwrócony w moją stronę, intensywnie mi się przyglądając, a jego stalowo-szare oczy przyprawiają mnie o lekkie zawroty głowy. Dość koścista szczęka chłopaka jest mocno zaciśnięta - nadaje mu to jeszcze przystojniejszy i groźniejszy wygląd.
Czy się o mnie martwi? Na sto procent.
William zmusza się do lekkiego, ledwo zauważalnego uśmiechu i kieruje wzrok na Ritę, kiedy ta znowu zaczyna mówić.
- Przed losowaniem przedstawimy wam krótki film, stworzony w Kapitolu. - Piszczy, klaszcząc w dłonie.
Następne dwadzieścia minut stoimy, oglądając reportaż o złych, rozwścieczonych dystryktach, które wszczęły bunt. I oczywiście pod koniec okazuje się, ze cudowny Kapitol poskromił ludzi i "ukarał ich" igrzyskami.
Dobre sobie.
Od buntu minęło już dwadzieścia pięć lat i prezydent Bielikov wymyślił sobie, że zorganizuje ćwierćwiecze poskromienia. Ma się ono odbywać co 25 lat i każde ćwierćwiecze ma być wyjątkowe.  
Ciekawe, co teraz dla nas wymyśli.
Rita sięga po jakąś lekko pożółkłą kopertę. Na Placu wszyscy wstrzymujemy oddech, kiedy do naszych uszu dobiega dźwięk rozrywanej koperty.
Kobieta chrząka cicho i zaczyna czytać:
- Ja, prezydent Arthur Bielikov, mam zaszczyt ogłosić dwudzieste piąte igrzyska głodowe, a co za tym idzie - pierwsze ćwierćwiecze poskromienia! - Krzyczy Wondeese, najwyraźniej bardzo podniecając się tym, co czyta. - Tym razem przygotowaliśmy dla was coś specjalnego. Na arenę trafi trzy razy więcej uczestników, niż co roku.
Zamieram.
Trzy razy więcej.
Siedemdziesięciu jeden przeciwników.
Nim się orientuję, stojąca obok Chelsea zaczyna nierówno oddychać, a każdemu jej oddechu towarzyszy cichy świst. Zresztą nie tylko jej. Stojąca kilka metrów dalej dziewczyna dusi się, kilku chłopaków łapie się za głowy.
A ja?
Kolana uginają się pode mną i upadam na ziemię, brudząc wyblakłą, kremową sukienkę. William znajduje się przy mnie w oka mgnieniu i obejmuje mnie swoimi silnymi ramionami. Zaczynam nierówno oddychać, mój nieobecny wzrok wbija się w zaskoczoną Ritę, która mówi coś gorączkowo do stojących obok ochroniarzy. Podbiega do mnie jeden z mężczyzn w białym mundurze z kaskiem i wkłada mi do ust inhalator. 
Zapowiadają się długie dożynki.
 
  
 

2 komentarze:

  1. Um, ciekawie się zapowiada ;) Dopiero zaczęłam czytać bloga, ale już mogę stwierdzić, że masz ogromny talent i świetnie piszesz :) Lecę czytać dalej ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. huehue dopiero zaczynam całkeim fajny blog. hahh niezła z niej matematyczka tak szybko obliczyła ilu trybutów będzie.szkoda, że jakoś wstępu nie dałaś choć rozpoczęcie od konkretnego momentu nie jest takie złe xd

    OdpowiedzUsuń